Mam dzisiaj dla Was pozytywną historię porodową. Niestety nie słyszy się ich zbyt wiele, a szkoda! Sądzę, że to ważne i potrzebne. Dodaje wiary w to, że nie musi być strasznie, okropnie i boleśnie. Zamiast stygmatyzacji i opowiadania o tym jaki to poród nie jest przerażający i ile złego i bolesnego się podczas niego wydarza warto na niego spojrzeć również z perspektywy wydarzenia pełnego mocy i siły. Do tego porodu przygotowywałam się solennie przez cały okres trwania ciąży zarówno fizycznie jak i psychicznie. O różnicach i podobieństwach w przygotowaniach do pierwszego i drugiego porodu piszę TUTAJ a TUTAJ o tym jak przygotowywałam się w finalnym okresie ciąży.
Jedziemy rodzić!
Za pierwszym razem nie miałam położnej ani nikogo, z kim mogłabym się skonsultować ‘czy to już’? Tym razem ciążę prowadziłam u położnej z wieloletnim doświadczeniem, specjalizującej się w porodach domowych, chociaż my na taki poród się nie zdecydowaliśmy. W dniu narodzin Heleny nad ranem obudziły mnie delikatne skurcze. Czułam, że to już, ale wolałam uniknąć sytuacji, w której zbyt wcześnie jedziemy na izbę przyjęć. Wstałam, zjadłam porządne śniadanie i zadzwoniłam do mojej położnej, która powiedziała, żeby odczekać aż skurcze staną się intensywniejsze lub ich częstotliwość wzrośnie. Poradziła mi pójść na spacer i rozluźnić się w wannie z ciepłą wodą. Tak też zrobiłam. Kiedy wszyscy wstali zrobiło się zamieszanie i skurcze nieco osłabły. Miałam wrażenie, że cała akcja znacznie się wydłuży. Zadzwoniłam do położnej, która powiedziała, żebyśmy przyjechali na izbę przyjęć bo w domu prawdopodobnie się nie wyluzuję ze względu na starsze dziecko.
Plan porodu
Nasz plan porodowy zakładał narodziny Heleny w jak najbardziej naturalny sposób, dlatego zdecydowaliśmy się na poród w Domu Narodzin przy Szpitalu Św. Zofii. Z położną spotkałam się na izbie przyjęć, podłączono mnie pod KTG, na którym widoczne były skurcze co 6-7 minut. Po badaniu okazało się, że niestety nie mam zbyt dużego rozwarcia. Tak jak za pierwszym razem moje skurcze były mało efektywne i cała akcja na początku postępowała dosyć wolno. Oczyma wyobraźni widziałam powtórkę z pierwszego porodu, który trwał nieskończenie długo…
Poród w Domu Narodzin
Dom narodzin okazał się fantastycznym miejscem, gdzie mogłam się wyluzować psychicznie i zagłębić w poród. Skurcze powoli się rozkręcały, a położna przy każdym badaniu mnie motywowała i zaznaczała jak mocno wierzy w moje możliwości, czego mi osobiście na tym etapie bardzo brakowało. Moja wiara w to, że dam radę stopniała jak kostka lodu podczas ostatnich upałów. Po trzech godzinach akcji porodowej pękł pęcherz płodowy, skurcze się zintensyfikowały. Skupiałam się na długich wydechach. Z każdym skurczem starałam się koncentrować nie na bólu, ale na rozluźnieniu, co naprawdę nie było łatwe, ale pomagało. Starałam się sobie wizualizować przestrzeń i otwarcie. Tą koncepcję zaczerpnęłam z książek, które czytałam przed porodem, a o których piszę TUTAJ. Niestety moja córeczka nie ustawiła się potylicowo przednio, a potylicowo tylnie, co sprawiało jej trudności ze wstawieniem się w kanał rodny. Położna musiała ją odwrócić.
Wszystko się może zdarzyć
Od początku ciąży miałam pewne wyobrażenia na temat tego jak poród wygląda, ponieważ już raz rodziłam. Przy pierwszym porodzie nie dopuszczałam do siebie myśli, że może być inaczej niż to sobie zaplanowałam. Tym razem było inaczej, tym razem wiedziałam, że poród jest nieprzewidywalny i jakkolwiek przygotowana nie jestem i kto mi nie towarzyszy wszystko może się zdarzyć. Pojechałam na porodówkę pogodzona z faktem, że pomimo moich najszczerszych chęci poród może zakończyć się również cesarskim cięciem. Myślę, że akceptacja jest w tym jak i w każdym innym przypadku bardzo ważna. Chciałam urodzić naturalnie jednak wiedziałam, że nikt nie da mi gwarancji na to, że tak się stanie.
Finał
Druga faza była krótka. Po tym jak położna odwróciła wiercipiętę mieszkającą w moim brzuchu wszystko potrwało 20 minut. Kilka razy zmieniałam pozycję, aby finalnie urodzić w wodzie w kucki. Uwierzyłam, że mogę, że dam radę, poczułam ogromną siłę i przy każdym parciu podczas ‘wyśpiewywania’ małej czułam jak dziecko przesuwa się w dół w kanale rodnym. Poczułam mięciutką główkę i przy kolejnym parciu mała wyszła na świat. Nie mogłam uwierzyć w to, że dałam radę, że tym razem podołałam temu zadaniu, że dziecko bezpośrednio po porodzie wciąż jeszcze połączone ze mną tętniącą pępowiną ląduje na mojej klatce piersiowej, że uchyla powieki i na mnie spogląda. Niesamowite doświadczenie, magiczne i piękne. Łzy napływają mi do oczu, kiedy wspominam to wydarzenie sprzed nieco ponad tygodnia. Oczywiście, że nie było łatwo, oczywiście, że napracowałam się jak nie wiem co, a następnego dnia czułam ‘zakwasy’ jakich dawno nie miałam. Ale wiecie co? Jestem naprawdę szczęśliwa, że dałam radę i wierzę, że każda z nas, jeśli zechce da radę.
Dlaczego?
Dlaczego dzielę się tą historią? Dlatego, że moim zdaniem mało jest tych pozytywnych historii. Po prostu ich brakuje, a wiem, że są pomocne i potrzebne przed porodem. Ja szukałam ich w książkach. Praktycznie wszystkie kobiety, które znam rodziły w zmedykalizowany sposób. Nie obyło się bez oksytocyny, znieczulenia czy cięcia. Nie chodzi mi o to, że jest w tym coś złego, ale chodzi mi o to, że mało się słyszy się takich historii, w których kobieta wychodzi ze szpitala położniczego i podaje dalej pozytywne informacje na temat porodu. Chodzi o to, że cały czas mało która z nas wierzy w to, że poród naturalny jest możliwy. Słyszy się raczej narzekania i komentarze typu ‘szkoda gadać…’. Ja jestem dumna i mam poczucie siły. Wierzę również we wszystkie dziewczyny, które oczekują dziecka i chcą urodzić naturalnie, a nie mają przeciwwskazań medycznych – dacie radę dziewczyny <3
Ściskam,
Kasia
PS. Unikając dalszych pytań cały poród trwał nieco ponad 6 godzin.
Piękne i motywujące. Moje podejście do porodu zmieniła książka Iny May Gąskin. Bałam się porodu strasznie, ale osowilam ten lęk i teraz jestem nawet lekko podekscytowana.Wiem że to będzie najprawdopodobniej jedno z najtrudniejszych życiowych zadań ale czuję w sobie siłę i ufam swojemu ciału. Na ten moment bardziej niż porodu boję się połogu i tej huśtawki hormonów. W ciąży daje mi nieźle popalić więc aż strach pomyśleć co będzie potem. Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i Młodej 🙂
Najważniejsze, że wierzysz w siebie i że dasz radę. Jakkolwiek będzie, będzie dobrze i pięknie urodzisz 🙂 Zgadza się, połóg jest trudny – emocje, hormony, maluszek w domu to wszystko nakłada się na siebie a dodatkowo jeszcze my same potrzebujemy czasu i przestrzeni na to, aby dojśc do siebie. Trzymam mocno kciuki za Ciebie i maluszka.
W trakcie czytania zauważyłam, że doświadczyłaś tego, co ja. Pod koniec ciąży dowiedziałam się, że moje dziecko też było ułożone potylicowo przednio. Przy okazji wizyty w szpitalu nastraszyli mnie ogromnie, długim i trudnym porodem. A moja położna (też od domowego porodu) od razu dała mi książkę, w której opisano ćwiczenia, które miały skłonić malutką do obrócenia się. To zadziałało świetnie! Chciałabym, żeby takie rozwiązania były często proponowane, żeby świadomość rodzących kobiet rosła.
Mój poród zaczął się skurczami identycznymi jak przepowiadające, więc nic wielkiego sobie z tego nie robiłam. Kiedy dotarła do mnie położna, minęło ledwie kilkadziesiąt minut i urodziłam. Druga położna nawet nie zdążyła przyjechać. Tak samo jak Ty wspominam swój poród bardzo dobrze i nawet transcendentalnie, przecież doswiadczyłam granicy życia i śmierci, w transie, innym stanie świadomości. To bardzo duchowe i intymne przeżycie. Szkoda że tak wiele kobiet czuje w większości strach, stres i ból, nie mogąc otworzyć się na pierwotne i dzikie przeżywanie porodu. Ten moment jest jak oświecenie, pełna świadomość piękna życia i miejsca we wszechświecie. Można zatracić świadomość i nie być już sobą, tylko każdą kobietą, która kiedykolwiek rodziła, żywiołem, którego nic nie powstrzyma. Brzmi jak odrealnienie i faktycznie tak to się odczuwa, ale to jest piękne i naprawdę warte przeżycia. Stajesz się cząstką świata, nie istnieje pojęcie czasu, tylko teraźniejsza chwila i ogromna siła, która prowadzi cię bez pytania o zgodę. Ty się jej poddajesz i rozumiesz wszystkie tajemnice świata.
Dobra położna to jest skarb! Wspaniale, że obie na takie osoby trafiłyśmy. Zgadzam się z Tobą, poród to niezwykłe doświadczenie na granicy, wspaniale móc go przeżć właśnie w taki sposób. Ze swojego pierwszego porodu właśnie niewiele po znieczuleniu zarejestrowałam, tym razem było zupełnie, zupełnie inaczej. Dziękuję za Twoją piękną historię <3
Mocno ściskam 🙂
Piękna historia 🙂
Ja właśnie czekam na drugi poród – jeszcze tylko dwa miesiące. Za pierwszym razem rodziłam w Polsce, ale wszystko szło tak szybko, że zdążyli mnie jedynie naciąć. Całkiem dobrze wspominam poprzedni poród, ale mam nadzieję, że tym razem będzie jeszcze lepiej. Do tego porodu przygotowuję się znacznie lepiej niż do pierwszego- fizycznie i psychicznie i mam nadzieję przeżyć go bardziej świadomie.
Marlena to trzymam mooooooocno kciuki za drugi poród, żeby poszło gładko, żebyś pięknie urodziła i miała wspaniałe wspomnienia 🙂
Wygląda na to, że w jednym czasie przeżywałyśmy czas ciąży ? I też miałam przyjemność rodzić z położnymi z tego wyjątkowego miejsca. Mam wokół siebie mnóstwo dobrych, pozytywnych historii porodowych, ale i tak uważam, że dobrze wybrana położna to skarb ?
Wspaniale to słyszeć/czytać 😀 Mi tych historii trochę brakowało, ale teraz od kiedy sama się na nie ‘nastawiłam’ wszędzie słysze pozytywne historie 😀