Niedawno dostałam maila od Anonimowych Jedzeniocholików. W miły sposób poinformowali o zmianach dotyczących jakiejś tam polityki. W pierwszej chwili za nic na świecie nie mogłam zorientować się o co chodzi. Że co przepraszam? Od kogo ten email? Jednak po upływie pewnego czasu wszystko do mnie dotarło i przypomniałam sobie, w związku z jaką sprawą ten email trafił do mojej skrzynki.
Kiedyś miałam inne życie
Być może ostatnio nie piszę o tym zbyt wiele, ponieważ zajmuje mnie ciąża, macierzyństwo, rozwijanie mojego biznesu i wykańczanie mieszkania. Ale kiedyś miałam inne życie. Nie wiem czy znasz takie uczucie, kiedy patrzysz wstecz i wydaje Ci się, że Twoje życie dzieli się na kilka różnych żyć. Tak właśnie jest w moim przypadku. Ten email, od anonimowych jedzeniocholików trafił do mnie, ponieważ cierpiałam na zaburzenia odżywiania. Cierpiałam na napady kompulsywnego objadania się i desperacko szukałam pomocy, u psychologów, psychoterapeutów, dietetyków oraz w takich jak wspomniana organizacjach. Bardzo się tego wstydziłam. Byłam bardzo nieszczęśliwa ze sobą, byłam paręnaście kilogramów cięża i wcale nie było mi z tym dobrze.
Napady kompulsywnego objadania
Ktokolwiek cierpi/ał na jakiekolwiek zaburzenie odżywiania wie jak straszne jest to doświadczenie kiedy kompletnie nie panujesz nad tym co i w jakich ilościach ląduje w Twoim żołądku. Gdyby jeszcze było to jedzenie dobrej jakości, a ja po prostu ważyłabym więcej. Albo gdybym jadła do momentu, w którym czuję, że jestem najedzona i to mi wystarcza, a coś jest nie tak z moim metabolizmem byłoby to zdecydowanie do przyjęcia. Jednak było zupełnie inaczej, to jedzenie rządziło mną. Nie potrafiłam przestać, czasami jadłam na potęgę bułki z masłem lub cokolwiek co wpadło mi pod rękę – całą kiśc bananów, czerstwe drożdżówki, cała pizzę, zupki chińskie. Dosłownie cokolwiek. Jakość i wartości odżywcze nie miały dla mnie znaczenia chociaż wiedziałam, jak bardzo krzywdzę i niszczę siebie.
Z pozoru wszystko było ok
Przy innych jadłam mało i zdrowo tylko po to, aby wieczorem wyzerować lodówkę. Po takim epizodzie nie mogłam patrzeć w lustro. Jeszcze bardziej nienawidziłam siebie, odczuwałam jeszcze większe przygnębienie i beznadzieję sytuacji, w której się znajduję. Szukałam pomocy w różnych miejscach, niestety bezskutecznie. Na zewznątrz wyglądało na to, że jest ok, spotykałam się z ludźmi, chodziłam na imprezy, do pracy, takie normalne życie ot co. Przyjaciółki od czasu w taktowny sposób zwracały mi uwagę na to, że troszkę jakby mi się przytyło, a przecież to ja zawsze byłam ta smukła i wysportowana. Czasami się żaliłam, czasami bagatelizowałam sprawę. Wiedziałam, że chcą pomóc, ja też chciałam sobie pomóc nie chciałam siebie przecież niszczyć! Odczuwałam wewnętrzną pustkę, którą potrzebowałam czymś wypełnić. Kiedy sobie to teraz przypominam, pamiętam doskonale to poczucie bycia na dnie studni, ciemne kolory i chłód na skórze. Działo się tak ponieważ zawsze byłam badzo wrażliwa, często płakałam, bardzo przejmowałam się opinią innych i w zasadzie nigdy nie czułam się dostatecznie dobra. Wciąż się porównywałam i wydawało mi się, że przy wszystkich wypadam po prostu..słabo.
Początek zmiany
Podczas gdy przechodziłam te ciężkie chwile mieszkałam za granicą, znajomi zmieniali się jak w kalejdoskopie, nie miałam stałego punkt zaczepienia. Miałam średnią pracę, chociaż niektórym wydawało się, że to jest coś ekstra – praca w korporacji w Niemczech. Nienawidziłam siebie, nie miałam pojęcia dokąd ani dlaczego akurat tam zmierzam. Swoje cele wytyczyłam na podstawie tego, co było wartościowe dla innych, nie dla mnie. Przyszedł jednak taki moment, w którym z dnia na dzień rzuciłam i pracę i stwierdziłam, że wracam do domu, poczułam, że rodzina jest dla mnie ważna. To był pierwszy krok, pierwsza rzecz na mojej liście życiowych priorytetów i wartości, których wtedy nie znałam. Poszłam za tym odczuciem. Chociaż decyzja ta była skrajnie nieracjonalna wróciłam do Polski i wyjechałam na kilka tygodni za miasto. Rzuciłam ‘pracę marzeń’ i postanowiłam zaszyć się na mazowieckiej wsi.
Jak to się dalej potoczyło
Zaczęłam zastanawiać się czego chcę od życia i czego ono chce ode mnie? Zaczęłam czytać książki o rozwoju, szukać odpowiedzi na pytanie skąd ta pustka, co mam teraz ze sobą zrobić skoro do tej pory kierowałam swoim życiem racjonalnie a wyszło niezbyt fajnie. Postanowiłam wrócić do zawodu instruktora, który przecież tak bardzo lubiłam! Krok po kroku zaczęłam zmieniać nastawienie do samej siebie. Stosować pozytywne myślenie i powtarzać sobie, że jestem ok taka, jaka jestem, że dbam o siebie najlepiej jak potrafię w tym momencie. Przestałam śledzić większość super fit profili. Bardzo starałam się nie karać i nie biczować w myślach czy to wieczorem przy lodówce za żywieniowe i treningowe wpadki. Nie od razu poszło gładko, zmiana nie odbyła się z dnia na dzień. Wkrótce jednak idąc do sklepu miałam na oczach filtr, który blokował wszystkie niezdrowe produkty, których nie powinnam jeść, jeśli nie chcę samej siebie krzywdzić. Zmiany następowały narawdę stopniowo, ale wreszcie stałam się wolna, nie pamiętam po jakim dokładnie czasie przestałam być więźniem jedzenia. Przestało być ono dla mnie synonimem kary czy nagrody.
Z punktu w którym rządził mną strach, stres i brak poczcia własnej wartości stopniowo zaczęłam przesuwać się w stronę miłości do samej siebie, dbania o siebie i budowania poczucia wewnętrznej siły. Małymi krokami, z wpadkami, ale udało mi się.
Na koniec mam dla Ciebie małe ćwiczenie, poświęć na nie chwilę dzisiaj wieczorem i zrób listę 10 pięknych rzeczy, które w sobie masz <3 Przypomnij sobie o nich, kiedy następnym razem będziesz chciała narzekać na siebie. Jesteś dobra taka, jaka jesteś. Pamiętaj o tym.
Ściskam,
Kasia
PS. Jeśli ten wpis był Twoim zdaniem ważny/pomocny/cokolwiek podziel się nim. Dla mnie był ważny i osobisty.
PS. 2 Jestem w trakcie przygotowywania wiosennej akcji dla głowy i ciała. Akcji, w której przez 5 dni będziemy wykonywać małe zadania dotyczące żywienia i pozytywnego nastawienia do siebie. Dołącz do akcji klikając TUTAJ.
Kasia takie wpisy są bardzo potrzebne. Bo pokazują, że nie tylko my uważamy, że z nami jest coś nie tak,ale inni też tak mają. Czytając Twój wpis od razu pomyślałam, że to duża odwaga, by napisać, że chodziło się na psychoterapię, że szukało się pomocy. I widać tutaj, że akceptujesz już siebie. Fajnie by było gdybyś rozwinęła to, jaka była Twoja droga budowy poczucia własnej wartości, akceptacji siebie, zaufania sobie . Oczywiście jeśli jesteś na to gotowa 🙂 Serdecznie Cię pozdrawiam 🙂
Postaram się coś na ten temat napisać jak tylko…będę gotowa, jak to poczuję, bo moje wpisy zwykle nie są jakoś bardzo projektowane, tylko te najfajniejsze wypływają z potrzeby serca, z potrzeby podzielenia się czymś, jakimś ważnym dla mnie tematem. Bardzo mi miło, że doceniłaś ten wpis, a łatwy dla mnie nie był 😉
Podobnie jak inna czytelniczka doceniam Twoją odwagę za przyznanie się do tego jak wyglądało Twoje życie. Wiele z nas zajada emocje, ale wygląd często nie wskazuję na jakiekolwiek problemy. Zaś na efekty kompulsywnego jedzenia jak np. wzdęcia, mamy tyle leków w aptece. I łatwiej nam po nie sięgać niż analizować nasz problem. Dzięki za Twój wpis i czekam na więcej 🙂
Tak, z lekami jest tak, że zawsze łatwiej po nie sięgnąć niż samemu wziąć za siebie odpowiedzialność. Połową sukcesu jest dostrzeżenie tego, że coś się dzieje, a drugą połową działanie i wiara we własne możliwości, wtedy na pewno się uda 😀
Kasiu, bardzo dobrze, że się podzieliłaś swoim doświadczeniem, to bardzo wspiera innych i dodaje odwagi do zmian :). Zawsze podczytuje Twoje wpisy i czerpię z nich inspirację. Uściski
Bardzo, bardzo się cieszę i dziękuję 😀
Kasiu dziekuje Ci za ten wpis. Miałam kiedyś podobny problem. Pomogła zmiana nastawienia do jedzenia i mądre podejście do ruchu. Teraz tak jak Ty patrze wstecz i czuje, że to było zupełnie inne życie, nie moje.
Niesamowite to jest jak bardzo transformujemy i się zmieniamy, nie z dnia na dzień tak jak byśmy najbardziej chcieli ale właśnie patrząc z perspektywy czasu. Super Iza, gratuluję przebytej drogi tak Tobie jak i sobie 🙂
Dzięki.
🙂
Wielkie dzięki. Nie dotyczą mnie problemy z jedzeniem, ale wdzięczna jestem za to,że podzieliłaś się tym jaką drogą można dojść do akceptacji siebie i pozytywnej przemiany 🙂
Dzięki Jolu za komentarz i za słowa otuchy, bo to był strasznie trudny wpis!
Dziękuję Kasiu za ten wpis! Też tam byłam… W tej lodówce znaczy, o dziwnych porach, jedząc szybko, żeby nikt nie zobaczył. Jeszcze czasem zdarzają mi się chwilę słabości, ale przeszłam już długa drogę do świadomości i akceptacji. Twój wpis bardzo podniósł mnie na duchu! Całusy
Mega się cieszę, tak nocne eskapady do lodówki, bo jak nikt nie widzi to się nie liczy co nie? 😉
Ja też mam ten problem. Jak mnie czasem napadnie to mogę jeść i nie można mnie zatrzymać. Muszę też pomyśleć jak z tym walczyć…
Hej Szymon, jest naprawdę sporo takch osób, a działać można na różne sposoby. Myślę, że sami znamy wiele odpowiedzi i po prostu należy ich szukać i nie poddawać się. Na mnie osobiście absolutnie najgorzej działało narzucanie sobie jakichkolwiek diet. Nie wiem jak jest u Ciebie, ale u mnie to talnie nie działało.
Super, że Ci się udało 🙂 Czasami widzę u siebie podobne objawy, dlatego staram się wieczory spędzać na siłowni, zeby nie myślec o jedzeniu
Hej Kaja, myślę, że w każdym wymiarze co zbyt dużo to niezdrowo 😉
Dziękuję.